Jurij Andruchowycz
Listy do Ukrainy
II
oto stolica państwa. gęsto zaludniona
zadrzewiona rzadko. tu żaden botanik
nie przeżyje. czy to ląd (lont może) czy ona
jak statek? tak, lecz nie Arka, to raczej Tytanik
tlenu nie starcza, a wciąż więcej trzeba
tłoczno tu; w większości niezdolni i durnie
każdy z nich, nie dobiebiegłszy do bram nieba
ma prawo zmienić się w pył i miejsce ma w urnie
w waciak się owijam, chroni mnie od chłodu
odmianę "głagolić" w płynnym mam użyciu
piję kwas, z duchem stapiam się narodu
i fioletowy chodzę po przepiciu
nauczyłem się czajować do poranka
zmagać z kacem, wódkę chlać bez przymuszeń
do wytarcia butów służy mi firanka
nauczyłem się więzić w czarnym ciele duszę
nauczyłem się zaklinać i przysięgać
ćmić "dukackie" i "jawskie", nie wyciągać wniosków
nauczyłem się po nic już nie sięgać
plwać na sufit całkiem po hrabiowsku
podziwiam jak z nasion drzewo nad ogrodem
wzrosło szubienicą, by zeń zwiesić szyję
co dzień bardziej bratam się z narodem
list ten ogłoś w całej Ukrainie
przekł. filologiczny: Artur Stęplewski,
przekł. literacki: Jan Słowiński (ze zbioru 'Wczoraj wolność mi dali')